
Kampot i okolice – chillout idealny!
26/05/2016
w Kambodża
Do Kampot dotarliśmy w godzinach popołudniowych. Van wyrzucił nas na skrzyżowaniu zaraz za głównym mostem. Szliśmy wymarłymi uliczkami i mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w mieście duchów. Nie była to na pewno miłość od pierwszego wejrzenia. Szybko jednak okazało się, że Kampot to taka oaza Kambodży, w której czas płynie inaczej, jest cisza i spokój a kierowcy tuk tuków nie zaczepiają przyjezdnych. Spodobał nam się ten chillout i planowane 3 dni wydłużyliśmy do tygodnia a każdy dzień spędzaliśmy odkrywając na skuterze Kampot, Kep, Bokor i okolice.
Kampot
To niewielkie miasteczko położone nad brzegiem rzeki. W zasadzie da się je obejść na piechotkę, więc do poruszania się po samym mieście skuter potrzebny nie jest. Ale na skuterze szybciej, wiadomo, i więcej można zobaczyć.
Zatrzymaliśmy się w nowo otwartym hotelu kilka przecznic od rzeki i zagłębia barowego. Tak, pozwoliliśmy sobie na taki luksus z racji tego, że kosztował 9$ za dobę! Byliśmy pierwszymi gośćmi z Bookingu i z tej okazji chłopaki z recepcji codziennie dawali nam kiść mini bananów. W ogóle bardzo o nas dbali i starali się, żeby niczego nam nie zabrakło. Nawet oglądali z Pawłem w nocy mecz Juventusu w hotelowym lobby (co prawda zasnęli w połowie, ale mieli dobre chęci). Możemy szczerze polecić ten hotel. Dla nas, po kilku tygodniach w dziczy, bambusowych chatach, hostelach bez ścian i babraniu się w piachu, czysty pokój z własną łazienką to było spełnienie marzeń.

Życie w Kampot toczy się głównie w okolicach rzeki. Tam jest najwięcej barów, knajpek z jedzeniem i innymi atrakcjami. Trudno opisać klimat tego miejsca, najlepiej doświadczyć tego na osobiście. Jest tak spokojnie, niespiesznie, w powietrzu czuć relaks i zapach zioła. Nikt się z tym tu specjalnie nie kryje. Ludzie palą w knajpach, do śniadania, obiadu, kolacji, kawy. Palą w zasadzie cały czas i wszędzie. Ponoć ostatnio władze miasta wzięły sobie za cel zmianę tych obyczajów, ale z naszych obserwacji droga jeszcze daleka 😉
Co można robić w samym Kampot? Najlepiej chyba oddać się relaksowi. Iść na śniadanie nad rzekę, potem na kawę, pokręcić się po mieście, zjeść pyszny amok, napić się piwa, pogadać z ludźmi a wieczorem można skoczyć na imprezę, o dziwo przy dobrej muzyce. Z fajnych miejsc, godny polecenia jest Irish Bar na głównej ulicy przy rzece. Będąc tam zapytajcie o Garfielda – uwierzcie nam, będzie śmiesznie. Na jednej z ulic prostopadłych do rzeki jest tez buda z włoskim jedzeniem prowadzona przez Włocha i jego mamę. Samo miejsce wygląda raczej obskurnie, ale pyszna pizza i gnocchi po tygodniach diety ryżowej to prawdziwy rarytas. Towar szybko się rozchodzi, niektóre dania skończyły się 1-2 godzinach od otwarcia także spieszcie się!
Bokor
Na Bokor pojechaliśmy dwukrotnie, bo stwierdziliśmy, że raz to za mało. To góra oddalona o około 5 km od Kampot, na terenie której znajduje się park krajobrazowy. Prowadzi tam nowa, równa droga, pełna zakrętów, idealna na motor. Na większej wysokości często są chmury i trasa zyskuje taki tajemniczy charakter. Robi się też chłodniej, tak na bluzę, co jest prawdziwym wytchnieniem od lejącego się żaru z nieba w Kampot. Na szczycie jest sporo tras, które zaprowadzą nas do kilku ciekawych miejsc. Jest wodospad, chociaż my mogliśmy podziwiać jedynie skały bez wody, są pola ryżowe i „górskie” jezioro z plastikowymi łabędziami.

Obowiązkowym punktem wypadu jest opuszczony budynek kasyna, z którego przy dobrej pogodzie rozciąga się przepiękny widok sięgający aż po morze. Po kasynie można sobie swobodnie chodzić, zwiedzać wszystkie piętra, zgubić się w licznych korytarzach, poczuć trochę tajemniczej atmosfery i nieopowiedzianej historii tego miejsca (kasyno nigdy nie zostało ukończone).
Po drodze do kasyna, będziecie mijać po prawej stronie malutki, stary kościółek. Koniecznie zatrzymajcie się i zajrzyjcie do środka. To taka podróż do przeszłości. A potem trzeba wdrapać się na górę na jego tyłach. Przy krawędzi naszym oczom ukazuje się pionowa ściana a w dole hucząca dżungla. Można tak tam siedzieć godzinami i patrzeć.
Kep
Kep słynne jest przede wszystkim z targu rybnego i jest to sława zasłużona. Rynek jest niewielki, natomiast jest tam całe zatrzęsienie świeżych ryb prosto z grilla, owoców morza we wszelkich formach i wiele innych lokalnych przysmaków. Skusiliśmy się na jedną z ryb i obskubaliśmy ją co do ostatniej ości, taka była pyszna. A Cały zestaw kosztował niecałe 5$!
Już najedzeni postanowiliśmy pozwiedzać okolice Kep, bo samo miasteczko jak i plaża jakoś niespecjalnie nas ujęły. Pojechaliśmy w stronę parku narodowego, zgubiliśmy się wśród czerwonych szutrowych dróg, trafiliśmy gdzieś na koniec świata gdzie nie było już nawet przejazdu. W końcu przez przypadek trafiliśmy do niewielkiej pagody Samathi położonej na końcu długich schodów, które wydawały się iść w poziomie (a nie szły!). Wdrapaliśmy się na górę z lekką zadyszką. Nie było tam żywej duszy i fantastycznie było tak kręcić się tam tylko we dwoje. Sama pagoda była przepięknie położona, wśród gąszczu roślin, z wieloma posągami zwierząt, zarośniętymi słoniami i widokiem na całą okolicę. Kolejne miejsce o niezapomnianej atmosferze!
Droga prowadząca do tych miejsc była najciekawsza ze wszystkich, które pokonaliśmy w tej okolicy. Prowadziła przez małe wioski okalające czerwone, szutrowej drogi. Przyglądaliśmy się powolnej codzienności ich mieszkańców, którzy głównie kręcili się w okolicy swoich drewnianych domków, polegiwali na hamakach, bawili dzieci lub po prostu odwiedzali się nawzajem i rozmawiali. Zawsze na zewnątrz, zazwyczaj pod postawionym nam palach domem.
Dzieciaki biegały po drodze, całe umorusane ale uśmiechnięte, bawiły się ze sobą a na nasz widok rzucały wszystko i machały z całych sił. Krzyczały „Hello, what’s your name?” ale gdy odpowiadaliśmy i pytaliśmy o ich imiona, chichotały i uciekały zawstydzone. Na ten widok ogarniała nas trochę nostalgia za czasami naszego dzieciństwa i tak się zastanawialiśmy czy lepiej jak dzieciak bawi się patykami z rówieśnikami i ubrudzony w błocie czy gra na tablecie w swoim pięknym, kolorowym i załadowanym zabawkami pokoju. Dla nas uśmiechy maluchów zdają się chyba przemawiać za pierwszą opcją, ale to tylko nasze odczucia.

Przejazd przez wioski dał nam dużo do myślenia. Żyjący tu bardzo skromnie ludzie byli zawsze uśmiechnięci i życzliwi. Warto docenić w takich momentach to co się ma. My doceniliśmy jeszcze bardziej fakt, że możemy podróżować i zobaczyć takie miejsca na własne oczy. Wielu z tych ludzi, których widzieliśmy po drodze, nie pojedzie nigdy dalej niż do miasta. Oby chociaż tym dzieciaczkom było kiedyś łatwiej.
W końcu dotarliśmy do sekretnego jeziora. Okazało się, że wcale sekretne nie było, ale za to bardzo malownicze. Kolor wody kontrastował z zielenią okolicznych łąk i czerwoną ziemią. Paweł postanowił się wykąpać i oblazły go pluskwy. Ale przynajmniej się trochę schłodził 🙂
Postanowiliśmy objechać jezioro dookoła. Google jednak wyprowadził nas dosłownie w pole! Dobrze, że nasz skuter wytrzymał taką terenową jazdę, bo łatwo nie było. A jakie było zdziwienie ludzi gdy widzieli nas przed swoimi domami, do których nie prowadzi żadna droga. Po chwili się cieszyli i machali.
Udało nam się dotrzeć do większej drogi i trafiliśmy nieoczekiwanie na plantację pieprzu. Sporo o niej słyszeliśmy, ale nie mieliśmy jej w planach. Zaproszono nas do środka i nawet uczestniczyliśmy w krótkim wykładzie. Sporo ciekawostek się dowiedzieliśmy, np. gdzie pieprz rośnie (na pnączu), oraz że pieprz czerwony, zielony i biały rosną na tej samej roślinie. Kampot słynie z hodowanego tu pieprzu. W Wielu miejscach można spróbować dań z jego dodatkiem, które są przepyszne!


Poznaliśmy tam Gosię i Romana, z którymi ruszyliśmy w dalszą trasę dookoła jeziora. Dobrze, że byliśmy razem bo wspieraliśmy się nawzajem swoimi mapami w gąszczu nieoznakowanych polnych dróżek. Wiele razy myśleliśmy, że trzeba będzie zawracać bo ścieżki były ledwo przejezdne, po łydki w miałkim piachu albo w ogóle ich nie było. Prawdziwy offroad 😉 Ale ostatecznie udało nam się okrążyć sekretne jezioro, aczkolwiek wyglądaliśmy jakbyśmy cały dzień pracowali w żwirowni.

Spodobała Wam się Kambodża? Koniecznie zobaczcie nasz wpis Najpiękniejsze plaże? W Kambodży!